Jaka jest optymalna grubość tynku wewnętrznego?

Redakcja 2025-04-27 12:37 | 0:66 min czytania | Odsłon: 88 | Udostępnij:

Odpowiednia grubość tynku wewnętrznego to nie tylko kwestia estetyki, ale przede wszystkim fundament trwałości i zdrowia naszych ścian. Wielu właścicieli domów czy mieszkań zadaje sobie pytanie: Jaka grubość tynku wewnętrznego jest faktycznie optymalna dla mojego budynku? Krótka odpowiedź, choć diabeł tkwi w szczegółach, to zazwyczaj mieści się w przedziale od 8 do 20 mm, w zależności od rodzaju tynku i stanu podłoża – oto sedno, które determinuje dalsze losy naszej inwestycji w gładkie, odporne powierzchnie.

Jaka grubość tynku wewnętrznego

Spis treści:

Analizując dostępne dane i standardy branżowe dotyczące tynków wewnętrznych, można zaobserwować wyraźne tendencje dotyczące zalecanej grubości. Poniższa tabela ilustruje typowe zakresy stosowania dla najpopularniejszych rozwiązań tynkarskich.

Rodzaj tynku Typowe podłoża Standardowy zakres grubości (mm) Typowa aplikacja (mm)
Gipsowy (ręczny/maszynowy) Beton komórkowy, ceramika, silikat, prefabrykaty betonowe 5 - 30 (maksymalnie w jednej warstwie, ale często <20 mm) 8 - 15
Cementowo-wapienny Cegła, pustak ceramiczny, beton, bloczki betonowe 10 - 30 (w kilku warstwach, z obrzutką) 10 - 20
Tynk cienkowarstwowy/gładź Gładkie, równe podłoża; jako warstwa wykończeniowa na tynkach grubowarstwowych 1 - 3 1 - 3

Te wartości nie są sztywnymi dogmatami, lecz raczej praktycznymi wskazówkami, które pomagają wykonawcy dobrać odpowiednią technologię. Widzimy wyraźnie, że tynki gipsowe maszynowe często pozwalają na uzyskanie wymaganej gładkości przy nieco mniejszej grubości minimalnej w porównaniu do tradycyjnych tynków cementowo-wapiennych. Z kolei te drugie charakteryzują się większą tolerancją na wilgoć, co predestynuje je do pomieszczeń "mokrych" i wpływa na ich uniwersalność, choć zazwyczaj wymagają one grubszej warstwy dla uzyskania równej płaszczyzny.

Wpływ rodzaju tynku na wymaganą grubość warstwy

Wybór rodzaju tynku wewnętrznego to pierwsza kluczowa decyzja, która rzutuje na wiele aspektów prac, w tym na ostateczną grubość nałożonej warstwy. To trochę jak dobieranie garnituru – musisz wiedzieć, czy idziesz na bal, czy na piknik, żeby wybrać odpowiedni materiał i krój.

Najczęściej spotykane na naszych budowach tynki wewnętrzne to tynki gipsowe oraz tynki cementowo-wapienne. Choć oba służą do wyrównywania i wygładzania ścian, różnią się składem, właściwościami i techniką aplikacji, co bezpośrednio przekłada się na grubość nakładanego tynku.

Tynki gipsowe, zwłaszcza te przeznaczone do nakładania maszynowego, są niezwykle popularne dzięki szybkości prac i łatwości uzyskania gładkiej powierzchni gotowej do malowania czy tapetowania. Charakteryzują się stosunkowo szybkim czasem schnięcia, co przyspiesza kolejne etapy wykończenia. Ich minimalna grubość aplikacji, np. na bloczkach z betonu komórkowego, często wynosi zaledwie 5-8 mm, choć dla uzyskania idealnej płaszczyzny i ukrycia drobnych nierówności wykonawcy celują zwykle w 10-15 mm.

Z drugiej strony barykady mamy tynki cementowo-wapienne – starą gwardię materiałów budowlanych, cenioną za trwałość i odporność na wilgoć. Te tynki są bardziej uniwersalne i można je stosować w zasadzie w każdym pomieszczeniu, włączając w to łazienki i kuchnie, gdzie wilgotność jest podwyższona. Ich aplikacja jest zazwyczaj bardziej pracochłonna, często wymaga nakładania kilku warstw – obrzutki (cienka warstwa sczepna ok. 3-5 mm), narzutu (główna warstwa wyrównująca, 10-15 mm) oraz ewentualnie gładzi. Standardowa grubość takiej warstwy wyrównującej mieści się zazwyczaj w przedziale 10-20 mm, co wynika z potrzeby nadania ścianie odpowiedniej stabilności i właściwości, a także z samej natury materiału i sposobu jego wiązania.

Mamy też tynki cienkowarstwowe, często oparte na spoiwie polimerowym lub gipsowym, przeznaczone do nakładania na równe podłoża lub jako warstwa wykończeniowa na tynkach grubowarstwowych. Ich grubość, jak sama nazwa wskazuje, jest minimalna – zazwyczaj 1-3 mm. Ich zadaniem jest przede wszystkim stworzenie idealnie gładkiej powierzchni przed malowaniem. Nakładanie ich grubszymi warstwami nie tylko mija się z celem, ale może prowadzić do pęknięć i odspojeń, co jest prostą drogą do rozczarowania i dodatkowych kosztów.

Wpływ rodzaju tynku na wymaganą grubość warstwy jest więc fundamentalny i podyktowany zarówno właściwościami chemicznymi materiału, jak i zalecaną technologią aplikacji. Koszt materiałów również jest zróżnicowany – tynk gipsowy maszynowy potrafi kosztować w worku ok. 25-35 PLN/25 kg, co przy typowej grubości 1 cm i wydajności ok. 8-10 kg/m² daje koszt materiału rzędu 8-14 PLN/m². Cementowo-wapienne są nieco droższe w przeliczeniu na kg (ok. 20-30 PLN/25 kg), ale przez często większą wymaganą grubość i konieczność stosowania obrzutki, koszt materiału na metr kwadratowy może być wyższy, rzędu 12-20 PLN/m² lub więcej w zależności od potrzebnej warstwy.

Zatrzymajmy się na chwilę przy tych liczbach. Weźmy na przykład standardowy pokój o powierzchni ścian 40 m². Stosując tynk gipsowy o średniej grubości 10 mm, potrzebujemy około 40 m² * 10 kg/m²/cm * 1 cm = 400 kg, czyli około 16 worków 25 kg. Koszt materiału: 16 * 30 PLN = 480 PLN. Jeśli zdecydujemy się na tynk cementowo-wapienny o średniej grubości 15 mm (wraz z obrzutką), potrzebujemy więcej materiału. Koszt materiału będzie odpowiednio wyższy, co stanowi realny wydatek, który należy uwzględnić w budżecie.

Wydajność i czas pracy są równie ważne. Tynki maszynowe (np. gipsowe) pozwalają na nałożenie nawet 100-150 m² dziennie przez wykwalifikowaną ekipę. Ręczne tynkowanie, zwłaszcza cementowo-wapienne w kilku warstwach, to proces znacznie wolniejszy, gdzie dzienne tempo pracy może wynosić 20-40 m². Ta różnica w tempie pracy ma oczywiście bezpośredni wpływ na koszt robocizny. Wyższa prędkość aplikacji tynków maszynowych często pozwala skompensować potencjalnie niższy koszt materiału na metr kwadratowy tradycyjnych tynków.

Decyzja o wyborze rodzaju tynku i jego grubości to złożony bilans między kosztami materiału, kosztami robocizny, czasem potrzebnym na realizację, a przede wszystkim wymaganiami technicznymi dla danego pomieszczenia. Ekspert spojrzy na to przez pryzmat nie tylko ceny worka, ale całościowego kosztu i trwałości rozwiązania, bo jak mawia stare porzekadło budowlane: "oszczędny płaci dwa razy".

Ostatecznie, czy wybierzemy gips, czy cement z wapnem, kluczowe jest stosowanie się do zaleceń producenta materiału. Każdy produkt ma swoją specyfikację techniczną, która precyzuje minimalną i maksymalną grubość pojedynczej warstwy oraz łączną grubość systemu. Ignorowanie tych zaleceń to proszenie się o kłopoty – pęknięcia, odspojenia, a nawet konieczność skuwania i ponownego tynkowania.

Dlatego też, pytanie o to, jaka powinna być grubość tynku wewnątrz, prowadzi nas do konieczności zdefiniowania najpierw, jaki tynk w ogóle planujemy zastosować, ponieważ różne tynki można kłaść na ścianach wewnętrznych w zależności od ich przeznaczenia i specyfiki pomieszczenia. To właśnie rodzaj spoiwa, zastosowane wypełniacze i przeznaczenie (np. tynki gipsowe — tynkowanie ścian i betonu komórkowego, tynki cementowo-wapienne — uniwersalne rozwiązanie do różnych pomieszczeń) w pierwszym rzędzie determinują te parametry techniczne.

Podsumowując tę część, wpływ rodzaju tynku na wymaganą grubość warstwy jest znaczący. Gipsowe maszynowe często aplikuje się nieco cieńszą warstwą niż tradycyjne cementowo-wapienne, które z natury są aplikowane grubiej, zwłaszcza gdy podłoże wymaga większego wyrównania lub pomieszczenie charakteryzuje się podwyższoną wilgotnością. Tynki cienkowarstwowe z kolei to inna kategoria grubościowa, stosowana do wykańczania na bardzo równe powierzchnie. Zrozumienie tych różnic jest kluczowe dla poprawnego planowania i wykonania prac tynkarskich, zapewniając trwały i estetyczny efekt końcowy.

Kiedy grubość tynku musi być większa? Wpływ nierówności podłoża

Abstrahując od rodzaju tynku, kluczowym czynnikiem wymuszającym zwiększenie grubości warstwy tynkarskiej jest stan podłoża, czyli po prostu nierówności ścian. Żyjemy w świecie idealnym na papierze, ale na budowie ściana prosta "jak strzelił" to rzadkość, a czasami wręcz biały kruk.

W teorii, jeśli ściany zostały wzniesione z laboratoryjną precyzją, a bloczki czy cegły są idealnie równe i ułożone w perfekcyjnym pionie i poziomie, optymalna grubość tynku wewnętrznego byłaby minimalna, ograniczona jedynie względami technologicznymi materiału (np. 5 mm dla gipsu, 10 mm dla cementowo-wapiennego z obrzutką). Jednak rzeczywistość na placu budowy jest zupełnie inna. Mamy do czynienia z odchyleniami, wybrzuszeniami, wklęsłościami, zaprawą wystającą ze spoin i innymi urokami murowania czy prefabrykacji.

To właśnie te niedoskonałości podłoża wymuszają nakładanie grubszej warstwy tynku w celu uzyskania finalnie równej i gładkiej płaszczyzny. Normy budowlane precyzują dopuszczalne odchyłki od płaszczyzny i pionu dla ścian. Na przykład, dla tynków kategorii III (gładkie, równe, gotowe do malowania) dopuszczalna nierówność w płaszczyźnie, mierzona łatą o długości 2m, wynosi zaledwie 5 mm. Oznacza to, że jeśli nasza ściana w dwumetrowym odcinku ma wklęśnięcie czy wybrzuszenie większe niż te 5 mm, minimalna wymagana grubość tynku w najcieńszym miejscu musi pozwolić na zniwelowanie tej różnicy w najgrubszym punkcie, aby cały odcinek był prosty.

Wyobraźmy sobie ścianę, na której, mierząc w kilku punktach, odchylenia od idealnej płaszczyzny wynoszą od -2 mm do +8 mm. Minimalna grubość tynku na tej ścianie nie może być np. 10 mm, bo w miejscu, gdzie mamy +8 mm, tynk miałby tylko 2 mm, co jest absolutnie niedopuszczalne dla większości systemów tynkarskich grubowarstwowych (groziłoby to spękaniem lub odspojeniem). W takim przypadku, aby uzyskać wszędzie minimum, powiedzmy, 8-10 mm tynku gipsowego, w najcieńszym miejscu, w punkcie najwyższego wybrzuszenia, musimy założyć, że minimalna warstwa wyniesie te 8 mm. Oznacza to, że w najgłębszym wklęśnięciu (+8 mm w tym miejscu względem najwyższego punktu), grubość tynku będzie wynosić 8 mm + 8 mm = 16 mm. Na tej samej ścianie średnia grubość będzie więc znacznie większa niż pierwotne 10 mm.

Dokładne pomiary laserowe lub tradycyjną łatą aluminiową w kilku miejscach ściany przed tynkowaniem są absolutnie niezbędne. To na ich podstawie doświadczony wykonawca jest w stanie ocenić stan podłoża i określić, jaka będzie faktyczna, niezbędna grubość tynku w różnych punktach, a co za tym idzie – ile materiału będzie potrzebne i jaka będzie rzeczywista, średnia grubość warstwy tynku wewnętrznego.

Jeśli nierówności są bardzo duże, rzędu 20-30 mm, nakładanie całej grubości w jednej warstwie jest zazwyczaj niemożliwe lub bardzo ryzykowne, zwłaszcza w przypadku tynków gipsowych (większość producentów ogranicza maksymalną grubość jednowarstwowej aplikacji gipsu do 15-20 mm, choć niektórzy dopuszczają 30 mm w wyjątkowych sytuacjach). W takich przypadkach konieczne może być nakładanie tynku w kilku warstwach, z zachowaniem odpowiednich przerw technologicznych na schnięcie. Tynki cementowo-wapienne, z ich warstwową aplikacją (obrzutka + narzut), lepiej radzą sobie z dużymi nierównościami, choć i tutaj są limity maksymalnej łącznej grubości, powyżej których tynk przestaje być stabilny i może zacząć pękać lub się odspajać.

W skrajnych przypadkach, gdy ściana jest bardzo krzywa – mówimy tu o odchyleniach przekraczających 30-40 mm – samo tynkowanie może okazać się nieopłacalne lub technicznie trudne do poprawnego wykonania. Alternatywą, często rozważaną w takich sytuacjach, jest zabudowa z płyt gipsowo-kartonowych na ruszcie, co pozwala szybko uzyskać idealnie równe ściany, niezależnie od krzywizny podłoża. Decyzja o tym, czy tynkować grubiej, czy zastosować płyty GK, zależy od stopnia nierówności, budżetu, a także planowanego sposobu wykończenia. Tynkowanie grubymi warstwami generuje wyższy koszt materiału (zużycie tynku w kilogramach na m² wzrasta liniowo z grubością – dwukrotnie grubsza warstwa to dwukrotnie więcej materiału), może wymagać specjalistycznych materiałów lub technik aplikacji (np. tynków ciepłochronnych w dużych grubościach), a także wydłuża czas realizacji z uwagi na dłuższy czas schnięcia.

Wpływ nierówności podłoża na wymaganą grubość tynku wewnętrznego jest więc bezpośredni i znaczący. Im bardziej nierówna ściana, tym grubsza musi być warstwa tynku, aby ją wyprostować. To z kolei ma realny wpływ na koszt (więcej materiału) i czas prac (dłuższe schnięcie grubych warstw, potencjalna konieczność aplikacji wielowarstwowej). Pomiar nierówności na wczesnym etapie prac jest kluczowy dla precyzyjnego określenia, jaka grubość tynku wewnętrznego będzie faktycznie potrzebna i rzetelnej wyceny prac.

Jest jeszcze jeden aspekt wpływu podłoża, choć mniej oczywisty dla grubości: jego chłonność. Podłoża bardzo chłonne, takie jak beton komórkowy czy stare mury ceglane, wymagają gruntowania przed nałożeniem tynku. Grunt ogranicza nadmierne wciąganie wody z zaprawy tynkarskiej, co mogłoby skutkować zbyt szybkim jej wyschnięciem, osłabieniem wiązania i pęknięciami, zwłaszcza w cieńszych partiach warstwy. Choć gruntowanie nie wpływa bezpośrednio na liczbę milimetrów tynku, wpływa na stabilność wiązania warstwy tynku, pozwalając utrzymać minimalną, planowaną grubość bez ryzyka defektów.

Można powiedzieć, że nierówności to cichy sabotażysta budżetu i harmonogramu. Ignorując ich wpływ, możemy narazić się na niespodziewanie wysokie zużycie materiału i konieczność ponoszenia dodatkowych kosztów związanych z niwelowaniem dużych odchyłek. Dlatego rzetelny pomiar i planowanie przed przystąpieniem do tynkowania są absolutnie kluczowe. Często minimalna grubość tynku, określona przez normę lub producenta, jest wystarczająca tylko na niemal idealnie równych ścianach. W większości przypadków rzeczywista, średnia grubość tynku okaże się większa, dostosowana do "kaprysów" samego budynku.

Niejednokrotnie spotkałem się z sytuacją, gdy inwestor, widząc wycenę tynków i kwotę za materiał, łapał się za głowę. Po chwili rozmowy i uświadomienia, że budynek ma nierówności na poziomie 2-3 cm na 2 metrach, stawało się jasne, skąd ta liczba. To prosta matematyka – nałożenie warstwy tynku o 1 cm grubszej oznacza o 10 kg/m² więcej materiału. Przy 200 m² tynków to dodatkowe 2 tony tynku i kilkaset do ponad tysiąca złotych więcej tylko na materiale. To uzmysławia, jak potężny wpływ na koszt tynku wewnętrznego ma właśnie stan podłoża.

Co grozi przy źle dobranej grubości tynku? Skutki zbyt cienkiej lub grubej warstwy

Decyzja o jaka grubość tynku wewnętrznego zastosować nie może być pochopna, a tym bardziej wynikająca z chęci zaoszczędzenia za wszelką cenę materiału czy czasu. Położenie tynku o nieprawidłowej grubości to jak budowanie domu na piasku – pozornie działa, ale problemy prędzej czy później i tak się pojawią, często z katastrofalnym skutkiem dla wykończenia ścian.

Zacznijmy od grzechu zaniedbania w drugą stronę – położenie zbyt cienkiego tynku. To pokusa, która często towarzyszy wykonawcom chcącym oszczędzić materiał lub przyspieszyć pracę, szczególnie na pozornie równych ścianach. Jednak minimalna grubość tynku (np. 5 mm dla gipsu maszynowego czy 10 mm dla cementowo-wapiennego) nie jest wartością wziętą z sufitu. Wynika ona z parametrów technicznych materiału – jego zdolności do prawidłowego wiązania, uzyskania wymaganej wytrzymałości mechanicznej i co ważne, do skompensowania naprężeń podczas schnięcia i eksploatacji.

Jeśli tynk jest zbyt cienki, poniżej minimalnej zalecanej grubości, nie ma wystarczającej "masy" ani struktury, aby skutecznie wiązać. Może to prowadzić do poważnych problemów z przyczepnością do podłoża. Zaprawa nie wnika wystarczająco głęboko w pory materiału ściennego lub nie tworzy stabilnej warstwy. Efekt? Odspojenia, "głuche" miejsca, a w skrajnych przypadkach nawet odpadanie tynku płatami. Wyobraźmy sobie tynk o grubości 2 mm na cegle – fizycznie nie jest w stanie przykryć nierówności fug, a masa tynkarska po prostu "odpadnie" lub popęka wzdłuż spoin.

Ponadto, zbyt cienka warstwa tynku gorzej radzi sobie z ukrywaniem nierówności i defektów podłoża. Widoczne mogą być rysy technologiczne bloczków, nierówne fugi czy nawet przebijający kolor materiału ściennego, zwłaszcza po malowaniu. Przykładowo, jeśli tynk gipsowy ma tylko 3-4 mm grubości i nałożymy go na beton komórkowy, łatwo mogą pojawić się "siatki" spękań skurczowych lub zarysowania, a po malowaniu farba może nierównomiernie kryć, ukazując strukturę podłoża.

Innym skutkiem zbyt cienkiego tynku jest ograniczona zdolność do regulacji mikroklimatu w pomieszczeniach (dotyczy tynków gipsowych i cementowo-wapiennych, które pochłaniają i oddają wilgoć) oraz słabsza izolacja akustyczna. Choć nie są to tynki izolacyjne w dosłownym znaczeniu, każda dodatkowa warstwa masy na ścianie ma pozytywny wpływ na te aspekty.

Z drugiej strony, problemem jest również zbyt gruba warstwa tynku. Choć mogłoby się wydawać, że "grubiej znaczy lepiej" dla wytrzymałości czy wyrównania, to w przypadku tynków wewnętrznych przesada jest równie, jeśli nie bardziej szkodliwa, niż niedobór. Nadmierna grubość, zwłaszcza w jednej warstwie, może prowadzić do szeregu defektów. Najpoważniejszym z nich są pęknięcia skurczowe. Proces schnięcia tynku polega na odparowaniu wody. Im grubsza warstwa, tym więcej wody musi odparować i tym większe naprężenia skurczowe powstają. Przy zbyt dużej grubości naprężenia te stają się większe niż wytrzymałość świeżej zaprawy tynkarskiej, co skutkuje powstawaniem widocznych rys, często o nieregularnym kształcie. Dla tynku gipsowego nałożenie warstwy 25 mm w jednej "pacce" jest niemal pewną gwarancją popękania.

Zbyt grube warstwy tynku schną znacznie dłużej. Czas schnięcia jest nieproporcjonalny do grubości. Warstwa 20 mm schnie znacznie dłużej niż dwie warstwy po 10 mm z przerwą technologiczną. Długie schnięcie opóźnia dalsze prace wykończeniowe, takie jak malowanie czy tapetowanie, i zwiększa ryzyko rozwoju pleśni czy grzybów w przegrodzie, jeśli wentylacja jest niewystarczająca. Nadmierna wilgoć uwięziona w grubym tynku to realne zagrożenie dla zdrowia mieszkańców.

Kolejnym problemem zbyt grubego tynku jest zwiększone obciążenie dla konstrukcji budynku. Tynk waży, a dodatkowe milimetry na setkach metrów kwadratowych ścian sumują się w tony. Na przykład, tynk cementowo-wapienny o grubości 15 mm waży ok. 25-30 kg/m². Zwiększenie grubości do 25 mm to już 40-50 kg/m². Na piętrze budynku tynkowanie grubą warstwą 200 m² ścian może dodać dodatkowe kilka ton, co choć zazwyczaj nie zagraża konstrukcji nośnej, jest po prostu niepotrzebnym obciążeniem. W specyficznych sytuacjach, np. na starszych stropach drewnianych czy ścianach z materiałów o niskiej wytrzymałości, waga tynku może mieć znaczenie.

Nie możemy zapomnieć o kosztach. Zwiększenie grubości tynku o każdy dodatkowy milimetr to wyższe zużycie materiału i, co za tym idzie, wyższy koszt. To chyba najbardziej oczywisty skutek źle dobranej grubości, widoczny od razu na rachunku. Ale koszty mogą wzrosnąć jeszcze bardziej, jeśli dojdzie do konieczności napraw pęknięć czy, w skrajnym przypadku, skuwania i ponownego nakładania tynku. A jak mówi znane powiedzenie: czas to pieniądz, a naprawy zajmują i jedno, i drugie.

Studium przypadku: Znam sytuację, gdzie ekipa tynkująca gipsem "z rozpędu" kładła warstwę o grubości miejscami przekraczającej 30 mm, ignorując zalecenia producenta, że max grubość jednorazowej warstwy to 20 mm (a preferowane 15 mm). Efekt? Po kilku tygodniach na wielu ścianach pojawiły się głębokie rysy, a w narożnikach pęknięcia o szerokości kilku milimetrów. Konieczne było szerokie spoinowanie rys, a w najgorszych miejscach skuwanie tynku i ponowne tynkowanie fragmentów. Koszty? Z materiałów - zużycie tynku o 50% wyższe niż planowano, a do tego koszt materiałów naprawczych. Z robocizny - praca ekipy naprawiającej przez kilka dni. Czas realizacji wykończenia opóźniony o ponad miesiąc. Całość kosztowała inwestora dodatkowo równowartość kilkunastu metrów kwadratowych dobrej jakości gresu – spora kwota za pozorną oszczędność myślenia.

Pytanie, co może skutkować położenie zbyt cienkiego lub zbyt grubego tynku, ma więc jasną odpowiedź: pęknięcia, odspojenia, problemy z estetyką, przedłużony czas schnięcia, niepotrzebnie wysokie koszty, a nawet problemy z wilgocią i trwałością wykończenia na lata. Właściwa grubość tynku wewnętrznego, dobrana do rodzaju materiału, stanu podłoża i wymogów estetycznych, jest zatem absolutnie krytyczna dla sukcesu całego przedsięwienia.

Podsumowując tę kwestię z lekką nutą sarkazmu – jeśli lubisz niespodzianki w postaci siatki pęknięć na świeżo pomalowanej ścianie albo dźwięku spadającego płatu tynku kilka miesięcy po oddaniu budynku do użytku, to śmiało, eksperymentuj z grubością poza zaleceniami producentów i zdrowym rozsądkiem. W przeciwnym razie, zainwestuj w dokładne pomiary i wiedzę techniczną – albo własną, albo zaufanego wykonawcy. Prawidłowa grubość tynku to nie kaprys, to konieczność, która zapewni spokój ducha i trwałość Twojego wykończenia na lata.

Zobaczmy, jak koszty materiałów tynkarskich kształtują się dla typowych grubości: